Krzysztof Wilkus, 1947 - 2014.
Krzysztof Wilkus, 1947 - 2014.
Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki
349
BLOG

Ten, co na dole… Wspominam Maestro Wilkusa…

Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki Rozmaitości Obserwuj notkę 9

  

Przez ostatnie lata niemal się nie widywaliśmy. A mimo to, nocny, piątkowy sms od pani Sabiny, informujący o jego śmierci, bardzo mnie poruszył. Poruszył mnie, bo nasze miasto nie tylko utraciło wspaniałego organistę. Nasza katedra utraciła wraz z nim także cząstkę swej współczesnej historii. Barwnej historii.
 
W ostatni piątek, 5 września, zmarł Krzysztof Wilkus. Przez ponad 40 lat – organista w poznańskiej katedrze. Miał 67 lat.
 
Poznałem go 17 lat temu. W 1997 roku. I mnie – wówczas młodemu człowiekowi, zaangażowanemu na rzecz Mszy trydenckiej – wydawało się niesamowite, że ktoś taki może chcieć u nas grać. On chciał.
 
Czemu chciał? Na pewno nie z powodów finansowych. O te, zwyczajnie – nigdy nie dbał. Czy chciał, bo nas polubił? A może chciał, bo będąc prawdziwym artystą w swojej profesji wiedział, że ta dawna, łacińska forma Mszy daje mu więcej możliwości zaprezentowania swego niewątpliwego kunsztu? Pewnie i jedno i drugie…
 
Pamiętam taką scenę z tych naszych Mszy. Zaczyna się kazanie. I tak zaczęliśmy tę naszą dzisiejszą Mszę od pięknych tonów, wyczarowanych ręką prawdziwego artysty… - mówi kaznodzieja.
 
Tak. Krzysztof był artystą. Prawdziwym artystą. I jak przystało na prawdziwego artystę – często partnerem niełatwym. Spieraliśmy się zwykle o jedną rzecz. „Ten, co na dole musi się dostosować do tego, co na górze” – mówił Maestro. A ja się wściekałem. Bo uważałem, że nawet muzyka najwyższej próby – a tylko taka wychodziła spod jego ręki – musi liturgii służyć, a nie kompletnie ją dominować. Że Msza nie jest dodatkiem do koncertu. Niby mnie słuchał, ale w końcu – jak każdy mistrz – i tak robił swoje…
 
Przez ostatnie lata niemal się nie widywaliśmy. A mimo to, nocny, piątkowy sms od pani Sabiny, informujący o jego śmierci, bardzo mnie poruszył. Poruszył mnie, bo nasze miasto nie tylko utraciło wspaniałego organistę. Nasza katedra utraciła wraz z nim także cząstkę swej współczesnej historii. Barwnej historii.
 
Cóż… Widocznie tam, w Niebie, pilnie potrzebowali dobrego organisty. I to nie – ot tak – na jakieś zastępstwo, tylko na poważny, cały etat… I tylko tak sobie myślę czy tam też będzie problem zażartej dyskusji, czym ma być kościelna sztuka organistowska? Tłem czy koncertem? I choć dyskutant ode mnie po stokroć trudniejszy, to jednak Krzysztof – zadziorna, artystyczna dusza – wcale pewnie nie jest na straconej pozycji. I pewno niejeden koncert spróbuje tam jednak jakoś przewalczyć…
 
Do zobaczenia Krzysztofie! Trzymaj się Piotrze!

Fragment improwizacji organowej Krzysztofa Wilkusa: https://www.youtube.com/watch?v=-c8pqS12lzg
 
 
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
 
 
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości