fot. Piotr Łysakowski
fot. Piotr Łysakowski
Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki
822
BLOG

Logika schizmy czyli veto Lefebvrystów

Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki Polityka Obserwuj notkę 24
Dziś nie wystarczą im takie warunki porozumienia, które są dla nich dużo istotniejsze od tych, z powodu których zerwali kiedyś kościelną jedność.
 
Jak podają wszystkie niemal katolickie portale, nie dojdzie w najbliższym czasie do porozumienia pomiędzy Bractwem Kapłańskim Świętego Piusa X, a Stolicą Apostolską (http://sanctus.pl/index.php?module=aktualnosci&grupa=&podgrupa=&strona=1&id=2294&kategoria=1). Popularni Lefebvryści odrzucili bowiem zapisy tak zwanej „preambuły doktrynalnej”, zaproponowanej im w dniu 14 września tego roku. Nie będzie nam więc dana olbrzymia radość z wyczekiwanego pojednania. To smutny, ale jednocześnie pouczający fakt. Dlaczego? Bo pokazuje niezwykle wyraźnie, co dla życia duchowego i eklezjalnego zawsze oznacza fakt schizmy. Idzie mi o to co – w dalszej perspektywie – oznacza on dla tych, którzy go dokonują. Nawet wówczas, gdy u jego zarania stoją istotne i szlachetne racje.
 
Niezwykle cenię śp. abpa Marcelego Lefebvre’a. Każdy ma pewnie w życiu taką osobę która, jeśli dane mu jest głębsze przeżycie wiary, stoi u początku tej fascynującej podróży. Dla mnie był nią właśnie on. Wybitny  francuski hierarcha, metropolita Dakaru, niezmordowany misjonarz francuskiej Afryki. U początku lat 90-tych to właśnie lektury jego książek w sposób istotny zmieniły moje życie. To dzięki nim, zrozumiałem po raz pierwszy, że wiara jest dla każdego człowieka bardziej fundamentalnym i celowym programem życia, a mniej duchową pomocą w jego codziennych trudach.
 
Rozumiałem i rozumiem jego opór przeciw pochopnym i zrywającym eklezjalną ciągłość zmianom liturgicznym. Bardziej niż na miano reform, zasługiwały one bowiem na określenie liturgicznych nadużyć i deformacji. Podzielałem i podzielam jego dystans do nadmiernie rozbuchanego ekumenizmu, zbyt często skutkującego błędnym przekonaniem o równej prawdziwości wszystkich wyznań. Podziwiałem  jego – wynikającą zapewne z francuskiego temperamentu - prawdziwą apologetyczną pasję. Starałem się rozumieć też jego szlachetne motywy, leżące u podstaw samowolnych konsekracji biskupich, których dokonał w czerwcu 1988 roku. Dla mnie był to jednak o jeden most za daleko. Właśnie dlatego związałem się wtedy z Bractwem Świętego Piotra. Ten związek trwa do dziś.
 
Krótko potem wpadł mi w rękę „Raport o stanie wiary” kardynała Ratzingera. Pamiętam dobrze dwa wrażenia wyniesione z lektury wywiadu Vittorio Messoriego z ówczesnym prefektem Kongregacji Doktryny Wiary. Pierwsze to dużo spokojniejszy ton i precyzja wywodu. I drugie – że de facto Panzercardinal podzielał większość spostrzeżeń swego francuskiego współbrata. Z lektury tej wyniosłem jednak też, z początku nieprecyzyjne przekonanie, że owa zmiana, naprawa, czy też reforma reformy przyjdzie raczej nie spoza Kościoła, ale z samego jego wnętrza. Przekonanie, z czasem narastające choć w 1988 roku arcybiskup Marcel Lefebvre myślał z pewnością co innego. Podczas słynnych sakr biskupich mówił bowiem o XVII wiecznym objawieniu maryjnym, w którym Matka Boża miała wspominać o pewnym prałacie, który przez pozorne nieposłuszeństwo uratuje Kościół. Z pewną nieśmiałością sugerował też, że mogło by tu chodzić właśnie o niego.
 
Dziś niestety, historia przyznaje rację. Nie mnie broń Boże, lecz Kościołowi. Warto wiec przypomnieć, że w 1988 roku założyciel Bractwa Świętego Piusa X prosił jedynie o prawo do konsekracji jednego biskupa. Nie wspominał natomiast nic o indulcie powszechnym czyli prawie do swobodnej celebracji mszy trydenckiej dla każdego kapłana. Mszy będącej symbolem jego oporu. Tymczasem dziś, dzięki dawnemu kardynałowi Ratzingerowi, prawo takie zostało potwierdzone. Biskup dla wiernych przywiązanych do dawnego rytu został konsekrowany już w 2002 roku (dla brazylijskiej Administratury Apostolskiej Świętego Jana Vianneya), a stopniowa reforma soborowej reformy liturgicznej jest coraz częściej dostrzegana także przez zwykłych, niedzielnych wiernych. Wydarzyły się więc rzeczy i procesy dużo poważniejsze. Takie, o które abp. Lefebvre nigdy papieża nie prosił. Bo zwyczajnie – nawet o nich nie marzył.
 
Co jednak w tych warunkach czynią jego duchowi synowie? Ano ustami swego zwierzchnika odrzucają porozumienie. I mniej istotne jest tu to czemu tak robią. Czy powodują nimi względy doktrynalne? Czy obawa o utrzymanie wewnętrznej jedności? Czy wreszcie przekonanie że nowe, kanoniczne ramy ich wspólnoty mogą utrudnić im misję? Nieistotne. Ważne, że dziś nie wystarczą im takie warunki porozumienia, które są dla nich dużo istotniejsze od tych, z powodu których zerwali kiedyś kościelną jedność. Gdzie szukać w tym postępowaniu logiki? A no jest logika. Logika każdej schizmy. Nawet tej, którą zrodziły najszlachetniejsze i najczystsze pobudki.
 


 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka