Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki
3737
BLOG

LEX RYDZYK - POLSKA PRAWICA WIDZIANA Z KAMEDULSKIEJ PUSTELNI

Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki Polityka Obserwuj notkę 69

Pytanie, czemu ugiął się ojciec Rydzyk? Czemu jest tak, że dziś polityk może swobodnie sterować przekazem największych mediów katolickich? Trzeba powiedzieć jasno: to nie jest dobre dla Kościoła.

Dziś nad ranem wróciłem z pustelni Kamedułów w Bieniszewie pod Koninem. Często tam jeżdżę, żeby się trochę duchowo odnowić. To dobre miejsce żeby na pewne rzeczy spojrzeć z dystansu. Także na politykę i stan polskiej prawicy. Po powrocie od razu dopadły mnie echa jednego z moich ostatnich wpisów na SALONIE24. Dotyczył on nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. W audycjach politycznych nadawcy społeczni mieliby – wedle niej -  stosować reguły analogiczne jak nadawcy publiczni. Ale o tym innym razem. Bo to dobra ilustracja stanu polskiej prawicy w ogóle. Z pomocą w analizie jej kondycji przychodzi nam portal wpolityce.pl. W swoim komentarzu dotyczącym mojego wpisu o naszej inicjatywie pisze tak: „Czy ten ruch, kolejny wymierzony w i tak w skromne zasoby obozu niepodległościowego- poprawi notowania PJN?” Przeczytajmy uważnie: mój wpis dotyczył Radia Maryja a redaktor notki z 17.04.2011 podpisany Pat spokojnie zaliczył je do zasobów obozu niepodległościowego. Nie do zasobu mediów katolickich. To znamienne. Otóż tu właśnie tkwi sedno problemu. „Nasz Dziennik”, krytykując nas ostro na swoich łamach zarzuca mi, że atakuje media toruńskie z pozycji PO. Że chcę zabrać im koncesję. Otóż nie. Ja je atakuje z pozycji katolickich. Twierdzę, że już od dłuższego czasu zajmują się one katastrofą smoleńską, geotermią, telefonią komórkową a niegdyś Tormięsem czy Stocznią Gdańską. Trzeba wprost zapytać, co robiło Radio Maryja, kiedy społeczny komitet zbierał 100 tysięcy podpisów pod absolutnym zakazem procedury IN VITRO? Odpowiedź: popierało projekt Bolesława Piechy, który z punktu widzenia nauki Kościoła budzi wątpliwości. Co robiło, gdy w 2007 roku Marek Jurek usiłował konstytucyjnie umocnić ochronę życia? Odpowiedź: zapraszało Jarosława Kaczyńskiego, który w zakamuflowany sposób tę inicjatywę zwalczał. Co robiło, gdy w Sejmie powstawał Parlamentarny Zespół do Spraw Przeciwdziałaniom Prześladowaniom i Dyskryminacji Chrześcijan na Świecie? Gdy Sejm uchwalał apel w tej sprawie? Gdy wreszcie w ostatnich dniach, społeczny komitet zebrał 600 tysięcy podpisów pod wnioskiem o całkowitą ochronę życia nienarodzonych? Odpowiedź: Nic! To tylko kilka przykładów. Sięgnijmy trochę wstecz. W 2005 roku PiS szedł do wyborów, jako szeroka reprezentacja polskiej prawicy. Łączącej różne nurty, ale z wyraźnym przywództwem braci Kaczyńskich. Były tam środowiska niepodległościowe reprezentowane przez samych Kaczyńskich. Środowiska katolickie reprezentowane przez Marka Jurka, środowiska konserwatywne, na czele z K.M. Ujazdowskim czy środowiska wolnorynkowe z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Założenie było proste: uda nam się, jeśli założymy, że wspólnie będziemy realizować te elementy programu, które dla każdego środowiska są ważne. Koncepcja ta załamała się symbolicznie w roku 2007 w momencie wyjścia Marka Jurka. Przez dalsze lata, grupy inne niż rdzennego PC mogły już tylko trwać, walcząc o byt. Dziś ich resztki w tym media toruńskie można bez żenady uznawać za naturalny element obozu niepodległościowego. Obozy, który w założeniu miał być jedynie istotną częścią szerokiego frontu polskiej prawicy.  Dziś trudno uznać choćby Kazimierza Michała Ujazdowskiego za samodzielne środowisko polityczne. Przestało też nim  być środowisko ojca Rydzyka. Miejsce społecznych postulatów katolickich zajęły w całości kwestie smoleńskie. I nie chodzi tutaj o personalia. W tych sprawach Jarosław Kaczyński zawsze był elastyczny. Podtrzymuję, więc swoją opinię, że na listach PiSu wpływowy redemptorysta będzie miał wielu kandydatów. Rzadko Jarosław Kaczyński był jednak elastyczny w kwestiach programowych. Zakres zaangażowania mediów toruńskich w kwestie smoleńskie wskazuje właśnie na ich programowe podporządkowanie PiSowi. Przypomina to trochę scenę z Krzyżaków Henryka Sienkiewicza. Po odbiciu Danusi, giermek Zbyszka Hlawa, wiezie spętanego Zygfryda De Loewe do Spychowa. Wiezie go związanego pod końskim brzuchem. Otóż w takiej właśnie pozycji, gdy idzie o katolickie postulaty programowe znajduje się dziś ojciec Tadeusz Rydzyk. To nic nowego, obóz niepodległościowy zawsze miał skłonności do cezaropapizmu. Wystarczy przypomnieć oficerów sanacyjnych próbujących skłonić arcybiskupa Sapiehę do wawelskiego pochówku Piłsudskiego w wybranym przez nich miejscu przy pomocy groźby powołania kleryków do wojska. Książe Niezłomny się nie ugiął i przeniósł trumnę tam, gdzie uważał to za słuszne. Pytanie, czemu ugiął się ojciec Rydzyk? Czemu jest tak, że dziś polityk może swobodnie sterować przekazem największych mediów katolickich? Trzeba powiedzieć jasno: to nie jest dobre dla Kościoła. Czemu się tak dzieje? Nie chodzi tu przecież o zbieżność programową. Słynne uwagi Redemptorysty o szambie i perfumerii na to wskazują. Nie chodzi też o rozwój medialnego koncernu. Ojciec Tadeusz jest zbyt inteligentny by nie widzieć, że PiS już nigdy nie będzie rządził. O jaką więc skrywaną tajemnicę chodzi? Czy może, więc – jak się słyszy- chodzi o informacje, które w tej sprawie miał przekazać prezesowi PiS świętej pamięci Janusz Kurtyka? Nie wiem. Wiem jednak jedno. Przed aresztowaniem kardynał Wyszyński mówił w Katedrze Warszawskiej tak: „ Kościół uczy oddajcie Bogu, co boskie, a Cezarowi, co cesarskie.  Ale kiedy Cezar siada na ołtarzu mówimy wyraźnie: Non Possumus! Nie możemy!” Wygląda na to, że Cezar jest jednak w opozycji. I ma na imię Jarosław.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka