Choć profesor Fuszara się od tego odżegnuje – z profesorem Hartmanem łączy ją w tej sprawie niestety jedno. Łączy ją metoda. Metoda, aby – pod płaszczykiem pseudonaukowej dyskusji – zwyczajnie oswajać opinię publiczną z potencjalną możliwością legalizacji tejże skłonności.
Dziś nadrabiam kilkudniowe zaległości. Profesor Jan Hartman wyleciał z Twojego Ruchu. Wyleciał za blogerski wpis o kazirodztwie. I choć dziś raczej utrzymuje, że relacjonował jedynie stan toczącej się w tej sprawie w Europie dyskusji, to trudno było oprzeć się wrażeniu, że wszystkie jego wypowiedzi zmierzały do aprobaty tego karalnego wynaturzenia. Było przy tej okazji coś o wysublimowanej, nowej, lepszej formie miłości. I to coś nie brzmi zupełnie jak jedynie relacja stanu nawet pseudonaukowej debaty.
Wszyscy się – i słusznie – na to oburzyli. Nawet taki ober-skandalista jak Janusz Palikot. No i Jan Hartman z jego gromadki wyleciał.
To prawda. W tym zapisie nie ma niczego, co – jak w przypadku Jana Hartmana – można by uznać za pochwałę tego zjawiska. Tyle, że – choć profesor Fuszara się od tego odżegnuje – z profesorem Hartmanem łączy ją w tej sprawie niestety jedno. Łączy ją metoda. Metoda, aby – pod płaszczykiem pseudonaukowej dyskusji – zwyczajnie oswajać opinię publiczną z potencjalną możliwością legalizacji tejże skłonności. Jeśli w tym przypadku między Janem Hartmanem, a Małgorzatą Fuszarą jest jakaś różnica, to jest ona dla mnie naprawdę iście aptekarska…