Szczerze mówiąc, zupełnie nie dziwi mnie ten emocjonalny ton wypowiedzi ojca Mądela. Rodzina zakonna podobna jest bowiem, w swej istocie, do rodziny naturalnej, a tu zwykle, gdy ktoś publicznie plecie głupstwa, to najbardziej zirytowani bądź skonfundowani są jego najbliżsi. Nikt nie lubi, gdy postronni widzą, jak tatuś, mamusia, ciocia czy siostra gadają od rzeczy.
Jezuita – ojciec Krzysztof Mądel – napisał na Salonie24 dość emocjonalny tekst na temat ostatniego kazania w 40 miesięcznicę katastrofy smoleńskiej. Kazania swego współbrata, także jezuity, ojca Aleksandra Jacyniaka. Z oboma głosami można się zapoznać tutaj: (http://madel.salon24.pl/527117,kazanie-spiskowe-ojca-jacyniaka, http://www.youtube.com/watch?v=seSvCOI7qSE).
Szczerze mówiąc, zupełnie nie dziwi mnie ten emocjonalny ton wypowiedzi ojca Mądela. Rodzina zakonna podobna jest bowiem, w swej istocie, do rodziny naturalnej, a tu zwykle, gdy ktoś publicznie plecie głupstwa, to najbardziej zirytowani bądź skonfundowani są jego najbliżsi. Nikt nie lubi, gdy postronni widzą, jak tatuś, mamusia, ciocia czy siostra gadają od rzeczy.
A takim gadaniem było właśnie owo kazanie – skądinąd zasłużonego - ojca Jacyniaka. Byli w nim wszyscy i wszystko. I papież Sykstus II, i umęczony na rozżarzonej kracie święty Wawrzyniec, i przypowieść o obumarłym ziarnie, i cytaty z Księgi Mądrości. I wreszcie – 8 tragicznych śmierci. Niektóre w jakimś związku ze sobą - inne zaś - w związku tak wzajemnie od siebie odległym, że tylko pomoc nowego autorytetu homiletycznego – cytowanej przez ojca Aleksandra Doroty Kani – pozwoli nam zapewne ułożyć to w jakiś, być może logiczny, ciąg. Jednym słowem – totalny groch z kapustą. Biorąc pod uwagę zaś, że ową wątpliwą strawę podał nieszczęsnym słuchaczom jezuita – jest to fakt dodatkowo zasmucający…
Dlaczego o tym piszę?Bo moim zdaniem ojciec Jacyniak nie jest tu niestety przypadkiem odosobnionym. Jest przykładem sporej, choć na szczęście chyba malejącej gruby księży, którzy tak wrośli w czasy, w których Kościół był jedyną ostoją polskości i wolności, że najpierw nie zauważyli, że one się skończyły, a gdy to już do nich dotarło, to dla własnego, emocjonalnego bezpieczeństwa próbują na siłę jakoś je sobie odtworzyć. Ksiądz Jacyniak, heroiczny w stanie wojennym jezuita kaliski, wygłaszając smoleńskie kazanie w Archikatedrze Warszawskiej, właśnie taki czystej wody manewr obronny zastosował.
I pewnie sam poczuł się z tym lepiej. Te chaotycznie zebrane 8 śmierci, na modłę Doroty Kani tworzących atmosferę spisku i zagrożenia, stworzyło mu świat, który zna i rozumie. W którym wie jak się zachować. Pewnie lepiej też poczuli się z tym oklaskujący go uczestnicy Mszy. Tylko jakoś w tym wszystkim zginął Chrystus, Kościół i zwykła prosta modlitwa za tych, co zginęli w Smoleńsku…
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Komentarze